Zapraszam teraz do siurrealistycznej snu-wizji, jaki sprokurował we mnie dźwięk pracowników na dachu, a konkretnie miarowo stukających o podłoże dźwięków zrzucanych z dachowego poszycia jego drewnianych i ceramicznych elementów.
Tak więc wykonawszy przez okno podwórkowe sus ku przyszłości, znalazłem się gdzie trza.
Ubrani w czerwone drelichy pani i pan dźwigali szeroką a długaśną rurę, na oko wodną, do wykopu ogrodzonego żółtą jednak taśmą.
Opodal pan w krwisto-buraczanym ubraniu perorował przez głośnika tubę do grupki z siteczkami, o bezwzględnej konieczności stawiania granic. Pan był postawny, łysy i miał wąsik. Taki trochę brzuch też niczego sobie. I pomyślałem że z tymi granicami to stałby się jak nic ulubieńcem znakomitej większości naszego forum.
Zresztą. Maturę zdawałem dawno i mogłem go z tym stawianiem zrozumieć na opak.
Co najwyżej pouczę dwójkę.
Tylko do jakiego dziennika? Chyba elektronicznego.
Nie taki jednak wyciągnął majster brygady remontującej dach - a prawdziwy - papierowy znaczy. W twardej oprawce. Formatu między A4 a A3.
Go otworzył i zaczął czytać listę obecności.
Pracownicy stanęli jak sparaliżowani.
Co któryś odczytany opuszczał narzędzie czy materiał, który akurat dzierżył w dłoniach, i ze spuszczoną głową opuszczał teren pracy. Majster wykreślał go grubym markerem i kontynuował odczyt listy.
Tak wykreślił dwadzieścia procent stanu.
Przepraszam - sami się wykreślili - on tylko czytał.
Opuszczający ustawiali się w kolejce do kasy po ostatnią swą wypłatę za miniony miesiąc.
Jedni po cichutku płakali, inni z zaciętym wyrazem twarzy i wzrokiem wbitym w nic stawiali mechaniczne szrajbki na liście płac, odbierali po dwie wypełnione po brzegi reklamówki gęsto upakowanych stuzłotowych banknotów i wracali do domów.
Co za dziwaki? - zapytałem się retorycznie w myśli -Ach przecież to mój taki lusid drim - przywołałem się do myśli przewodniej mego posta.
Ufff..
Okrzepłem.
Miotany jednak skrajnymi odczuciami pojechałem do Malezji. Wjechałem na most a za oceanem zieleni ujrzałem w Barbórkę panoramę Wrocławia. Rzeką tłumnie zalanego.
Tutaj się ocknąłem.
Jak nic pasowałby teraz jako zwieńczenie ten klip z dziwnymi dźwiękami - ten com o nim wczoraj napomknął.
Zdając sobie jednak sprawę że szanowna moderacja może to czytać, to wybieram jednak tą Malezję z Wrocławiem w oddali
:
https://youtu.be/roA_wtG6OVs