Strona 2 z 12

Re: Żona kazała mi się wyprowadzić i mówi że nie kocha już mnie.

: 22 lis 2022, 2:48
autor: Pavel
Odniosę się do wielu cytatów z postów które w ostatnich dniach padły. Zagotowanie mi przeszło, mam więc nadzieję, że uda się zrobić to merytorycznie :)
Firekeeper pisze: 15 lis 2022, 21:54 A w takim nastroju zmęczenia i poczuciu bycia służącą cała frustracja wylewa się w Twoim kierunku. I ja się nie dziwię. Bo mnie słowa mojego męża ,,w czym Ci pomóc " działają jak płachta na byka. Czy ja chodzę za moim mężem i pytam się czy mu pomóc w wyniesieniu śmieci, zakupach, ugotowaniu obiadu, sprzątaniu, zabawie z dziećmi, nauce, pracy itd itd... ?! Nie i ja też nie chce takiego pytania. Ja nie potrzebuję pomocy męża, bo dzieci są tak samo jego jak moje, dom również. Wszystko jest wspólne. Oczywiście każdy ma swoją działkę przydzieloną w czym jest lepszy to to ogarnia. Po za tym. Takie pytanie w czym Ci pomóc sprawia, że to my kobiety musimy Wam powiedzieć co macie zrobić i pokazać palcem. To nie jest partnerstwo.
Z mojego punktu widzenia i doświadczenia, czegoś co wielokrotnie tłumaczyłem żonie, w miarę załapała w dodatku na szczęście (moje i jej, bo to pozwala uniknąć wielu bezsensownych frustracji) - tak, dom i dzieci to wspólny obowiązek.
Tak jak zostało wspomniane, w naszym męskim języku "w czym ci pomóc" niekoniecznie jest tożsame z "to twoja robota, ale ja wspaniałomyślnie chcę cię wyręczyć w twoich obowiązkach". To po prostu deklaracja chęci zrobienia czegoś. Niektóre z czynności domowych są dla przeciętnego mężczyzny oczywiste, inne zaś- nie. Z całym szacunkiem, ale generalnie mężczyźni mają inną optykę w obszarze "co musi być zrobione by uznać, że jest czysto". Mamy inne potrzeby, inne postrzeganie. Czyli, z własnego doświadczenia oznacza to głównie "co jeszcze trzeba zrobić by zaspokoić twoje oczekiwania i potrzeby". Ewentualnie "co trzeba zrobić byś mi dała święty spokój":lol:
Wskazanie tych rzeczy bywa przydatne, bo i oczekiwania te są płynne. My się nie domyślamy zazwyczaj, tak dla przypomnienia.
Jedyni mężczyźni których znam, którzy dobrze (w oczach kobiet) funkcjonują w takich obszarach, to ci którzy mają zacięcie pedantyczne. Ich żony nie są specjalnie zadowolone, bo to one są przez nich poprawiane i krytykowane, to oni "zrobią to lepiej" - czyli "jak należy".
I odpowiadanie na takie pytania to jest partnerstwo. Partnerzy, małżonkowie powinni się komunikować, wzajemnie sobie podpowiadać, zasapakajać swe potrzeby, SŁUŻYĆ sobie. Komunickacja zaś oznacza, że dążymy do wzajemnego zrozumienia. We właściwie każdej ksiązce o tej tematyce którą przeczytałem, jasno jest napisane, że tak funkcjonują standardowi mężczyźni, że potrzebują by wskazać nam rzeczy które chce się by zostały wykonane. Czyli - to pretensja do mężczyzny za to, że jest mężczyzną. Nie rozumiem dlaczego to taki wielki problem powiedzieć zrób to, tamto i jesz
cze owamto. Przecież ja bez zrobienia części z tych rzeczy żyłbym sobie bardzo dobrze :)
Swiadczy to również o tym, że kobiety niespecjalnie wiedzą jak funkcjonują ich mężowie jako mężczyźni. Inna rzecz, że w drugą stronę działa to podobnie.
Dla jasności: bez problemu potrafię wykonać każdą czynność domową. W dodatku to robię :lol: Piorę, sprzątam, gotuję, dziećmi też się bez problemu zajmuję.
I robię to w sposób jaki JA uznaję za właściwy. Mam chyba do tego prawo? Z doświadczenia, nie tylko swojego, wiem że niekoniecznie :lol:
Ruta pisze: 16 lis 2022, 1:07
Jeśli chcecie wkurzyć i przewlekle sfrustrować swoją żonę pytajcie ją w czym macie pomóc, co zrobić, czym się zająć. To właśnie sprawia, że kobieta czuje, że ma w domu kolejne dziecko, a nie mężczyznę.

Warto wyobrazić sobie to w odwrotną stronę. Gdyby to żona zaczęła za wami łazić, prosić o listę zakupów, instrukcję prania i wskazanie co ma dzisiaj w domu zrobić i o której odebrac dzieci. Jak szybko mielibyście ochotę krzyczeć i jak szybko doszlibyscie do wniosku, że ożeniliście się z kobietą na poziomie umysłowym czterolatki?
Moim zdaniem, jeżeli np. jedna strona robi to wszystko zazwyczaj, a druga okazyjnie - takie pytania są zasadne.
Proszę natomiast, już w wypadku powyższych przykładów o wyobrażenie sobie standardowej reakcji gdy taki mąż zrobi zakupy takie jakie uzna za stosowne, wypierze ubrania po swojemu, zrobi w domu co uzna za stosowne. Bo takowe pytania nie zawsze biora się z braku wiedzy, a chęci uniknięcia krytyki bądź pretensji. Brak wiedzy zresztą to nic strasznego - nie znam takich co wiedzą wszystko i wszystko potrafią.
Ruta pisze: 16 lis 2022, 1:07 Osobiście między bajki wkladam też kwestię "różnych standardów czystosci". Albo jest czysto, albo jest brudno. Nie ma produktów drugiej swieżosci i nie ma mniejszej czystosci. Jest zepsute jedzenie i brud.
Osobiście możesz to robić. Obiektwnie jednak to funkcjonuje. Różni ludzie mają różną definicje porządku. Moja mama ma inną niż moja żona, moja zaś jest jeszcze inna. Kompletnie inną miał też mój tata. Generalnie zaś - męska i żeńska definicja ma co prawda zbiór wspólny, ale zupełnie inną zawartość i jej wielkość oraz wartości poza tym zbiorem.
Ruta pisze: 16 lis 2022, 1:07 Jak widzę dumnych panów z dziećmi na placach zabaw, to mam zawsze taką refleksję, że własnie szykują sobie potężny kryzys małżenski. I nie ma znaczenia czy żona w tym czasie sprząta dom, czy siedzi w spa. Oni na tym placu powinni być z dziećmi razem. Już się PODZIELILI.
Jesteś przekonana o słuszności tego co napisałaś?
A co jeśli żona potrzebuje odpocząć od dzieci? Pobyć sama? Woli zrobić coś w domu bez dzieciaków które w niektórych czynnościach, delikatnie nazywając, nie pomagają?
To co napisałaś ma wg mnie sens jeśli to tylko mężowie wychodzą z dziećmi oraz nie wychodzą (lub wychodzą rzadko) całą rodziną. W innym przypadku to jest wg mnie absurdalne.
Ruta pisze: 16 lis 2022, 1:07 Warto jak najwięcej rzeczy robic wspólnie. Przygotowanie posilków, zakupy, porzadki. Da się. Wspólna praca buduje wspólnotę, więź. Podzielić znaczy dzielić. Współdzielić znaczy łączyć.

Współdzielcie z żonami obowiazki, zamiast je dzielić. I nie zachowujcie się jak dzieci. Co to za męzczyzna, co czeka na instrukcje od zony? Szczerze mówiac, wolalabym juz jasne postawienie sprawy: w domu nie lubię robic nic, nie lubię tego, nie czuję się w tym, niech to będzie twoja odpowiedzialnosc. Ty tym zarządzaj, daj mi instrukcje, co mam przejąć. Naucz mnie jak ma byc, żeby bylo dobrze. Raz. A nie codziennie od nowa. Jestem w stanie przyjąc, ze są tacy męzczyźni, co tak wolą. Mi się też do remontów nie pali, chociaż umiem juz sporo w tej materii zdziałać. Macie portki? To je noście. Takie postawie sprawy to co innego, niż codzienne stękanie zonie nad glowa, tego nie umiem, tego nie wiem, tego nie lubię, a to i tak źle zrobię.
Z pierwszym z powyższych akapitów generalnie się zgadzam. Może bym nie przesadzał z ilością, bo często nie ma takiej realnej potrzeby, ale zgadzam się co do zasady.
Z drugim, zwłaszcza z wydźwiękiem który wynika z formy, nie zgadzam się bardzo mocno. Forma jest w moim odbiorze obraźliwa, deprecjonująca, oceniająca (w dodatku jednostronnie). Pomijam już, że takie czarno-białe przykłady niespecjalnie pasują do rzeczywistości, w której jest cała gama kolorów.
Co to za mężczyzna, który w pewnych obszarach czeka na instrukcje od żony?
Mądry i rozsądny mężczyzna.
Oddał (lub ustalił to z nią) we władanie (odpowiedzialność) żony pewien obszar i nie wtrąca się w to jak ona tym obrzarem zarządza.
Ruta pisze: 16 lis 2022, 1:07 Druga uwaga. Kobiety mają cykle. Miesięczne. Wyjscie z zalożenia, że cykle są irracjonalne, zmiana nastroju jest irracjonalna i kobieta jest irracjonalna prowadzi do stałego konfliktu i napięcia w relacji z kobietą. A wielu męzczyzn z powodu ich cyklu traktuje swoje żony jak tykajace bomby, wariatki, albo osoby z którymi nie trzeba się liczyć, bo są irracjonalne. Jest też mnóstwo panów, zyjacych w lęku przed zonami i ich "nastrojami". Zachęcam ponownie do założenia spodni. Stabilny męzczyzna na którym można się oprzeć jest na wagę złota.
Może dzieje się tak nie dlatego, że mężczyźni uważają cykle za irracjonalne, a z powodu tego jak zachowują się pewne kobiety?
W przypadku niektórych najstabilniejszy mężczyzna pod słońcem nie pomoże.
Ruta pisze: 16 lis 2022, 1:07 Wkurzam się, gdy czytam lub slucham, że zona ma "niezrozumiale" nastroje, humory. Może czas dostrzec, że kobieta to nie męzczyzna. I nie deprecjonować kobiecości żony, jako irracjonalnej, glupiej, niezrozumialej, tylko zacząć ją doceniać.
Skoro kobiety same ich nie potrafią zrozumieć, to w istocie są niezrozumiałe. Tym bardziej dla mężczyzny.
Ruta pisze: 16 lis 2022, 1:07 Z praktyki wiem, że gdy mąż zaczął mój cykl i moje funkcjonowanie rozumieć i UWZGLĘDNIAĆ, moje napięcia byly znacznie mniejsze. Kobieta, która przechodzi swój cykl dramatycznie, to często kobieta, której potrzeby związane z cyklem, także emocjonalne, są represjonowane.
Tak w istocie jest lepiej, łatwiej i łagodniej. Natomiast za panowanie nad swoimi reakcjami, emocjami, nastrojami, humorami - odpowiedzialna jest głównie kobieta.
Ruta pisze: 16 lis 2022, 1:07 Jesli ktoś ma pretensje o to, jak dziala kobieta - reklamacje i zażalenia należy skladać do Pana Boga. Zapewne zostaną odrzucone jako bezzsadne, ale może serwis dorzuci w geście politowania instrukcję obslugi.
Kobiety działają różnie, w trakcie cykli również. Wiele w tym obszarze zależy nie tylko od samych kwestii fizjologicznych, a od przepracowania, dojrzałości, świadomości. I w tym kierunku zachęcam szukać rozwiązań, zamiast przerzucać odpowiedzialność za swoją “misję” na mężów.
W dodatku chciałbym zauważyć, że nie ma takiej uniwersalnej instrukcji obsługi. Gdyby taka istniała, znałbym tytuł drugiej po Piśmie Świętym najbardziej powszechnej księgi. Inna rzecz, że byłaby zapewne dużo bardziej obszerna :lol:
Bławatek pisze: 16 lis 2022, 8:22 . Mi nikt nie musi przypominać jak zaparzyć herbatę czy też jak się masłem smaruje chleb, a mężowi musiałam przypominać wiele np. wyciągnij wcześniej masło aby było miękkie, chleb kroimy innym nożem. Itp.
A dlaczego mąż sam nie mógł sobie wybrać jakim nożem chce kroić chleb? Czy też kwestia z masłem - to chyba jego zmartwienie czy będzie mu łatwiej z miękkim czy trudniej z twardym. Z mojego punktu widzenia - mało jest równie irytujących rzeczy na świecie jak takie poprawianie, pouczanie.
Aha, wcale nie musiałaś Bławatku. A jeśli musiałaś, warto sobie zadać pytanie skąd ten przymus. Bo świat by się z tego powodu nie zawalił.
Bławatek pisze: 16 lis 2022, 8:22 I tak samo Ruto punkt za przypomnienie o naszej kobiecości - ja bym się z chęcią pozbyła naszych cykli, ale żaden mężczyzna nie jest chętny. Niby kilka dni cierpienia i zmian hormonalnych a chętnych brak. Aby jakoś funkcjonować łykam tabletki i zaciskam zęby i powtarzam sobie "za kilka dni przejdzie, a za paręnaście lat tego nie będziesz już miała" i mimo potrzeby odpoczynku w tych dniach działam jak zawsze wykonując 200 procent normy - no bo jak to, mogę odpuścić i nie robić nic? Nie, nie mogę odpuścić - ani w pracy, ani w domu, bo nie ma wsparcia i współczucia. Jedynym wyjściem dla mnie i wielu kobiet jest terapia hormonalna zmniejszająca a nawet blokująca płodność - czyli niezgodna z nauką kościoła. No, więc nie stosuję i trwam w tym niezbyt miłym doświadczeniu co miesiąc.
A jak byś miała znaleźć tych chętnych? To tak się da, mieć okres na życzenie by wyręczyć żonę?
Odpuścić właśnie można. Zamiast robić 200 procent normy - niezbędne minimum.
Gdy jestem chory tak właśnie robię. I jakoś żyję, świat też się nie skończył. I było tak zanim się ożeniłem, będąc kawalerem, uprzedzając uwagi, że ja nie zrobiłem to zrobiła to żona. Mając na głowie czwórkę dzieci też się tak da. I to tłumaczę żonie, coraz skuteczniej - nie sztuka się zajechać albo/i później wylewać frustrację wokół.
Ruta pisze: 16 lis 2022, 10:01
Sefie pisze: 15 lis 2022, 20:59 Ewuryca

Stwierdzenie "pomagam żonie" w przypadku mężczyzn ma nieco inne znaczenie, niż to, jak je rozumieją kobiety.

Często kobiety nie artykułują swoich potrzeb, a mężczyźni mający nieco wyższy "próg bólu" w odniesieniu do czystości i ilości obowiązków są karceni za brak tego porządku i pokazuje im się palcem co mają robić. Więc panowie mogą myśleć, że właśnie wyręczają swoją panią w tym co robią bo przecież jest czysto a on wypełnia jej polecenia.

Panowie niestety domyślni nie są ale są za to wyuczalni jeśli poświęci im się chwilę czasu na naukę no i o ile sami wyrażą na to chęć.

Oczywiście przypadki są różne i mąż, który włożył naczynia do zmywarki pierwszy raz w tym miesiącu może mieć przeświadczenie, że przecież to obowiązek żony a on ją akurat teraz wyręcza :)

Na przykładzie mojej żony mogę powiedzieć, że proszę aby mi wprost mówiła czego wymaga bo czegoś mogę nie widzieć, najlepiej zawczasu tak aby dobrze rozplanować dzień ale jest kłopotliwe. Twierdzi że zarzucę jej, że mnie urabia ale jak mi nie pokaże to jest kłopot bo się okazuje, że zaraz czegoś wymaga.

Oczywiście są rzeczy dla mnie nie do ogarnięcia. Głównie pranie. Czarne, białe, kolorowe jasne, kolorowe ciemnie, domowe, wyjściowe, bielizna, pościel, do tego dochodzą kombinacje, których o zgrozo łączyć się nie da. Magia! ;)
Sefie,
Po przeczytaniu twojego postu bardzo, ale to bardzo mi dzwoni, z mojej perspektywy, kobiety, żony. Napiszę ci co, pod rozwagę.
Oczywiście tak widzę ja, nie twoja żona, i możliwe jest, że twoja żona taki stan twojego postrzegania akceptuje i dla niej jest to w porządku i nie jest dla niej frustrujący.

Piszesz, że kobiety nie artykułują "swoich potrzeb". I dzwoni mi tu pierwszy dzwonek. Potrzeba wykonania obowiazków domowo-dziecięcych, przygotowania posiłków, utrzymania czystości nie jest "potrzebą kobiety". Jest wspólną odpowiedzialnością kobiety i mężczyzny.

Jeśli "pan myśli, że wyręcza swoją panią, bo przecież jest czysto, a on wypelnia polecenia", to dzwonią mi wszystkie dzwonki na raz i jeszcze te u sąsiadów. Tak może być w moich oczach tylko wtedy, gdy męzczyzna nie wziął na siebie SWOJEJ odpowiedzialności.
Pomocny jest badzo wyjazd żony. Nie na tydzień, przed którym wszystko przygotuje, od posilków po zapasy koszul. Na co najmniej trzy tygodnie. Z założeniem, że wróci do czystego pachnacego domu i pelnej lodówki, a nie domu, w którym ponkatach będą gnic resztki pizzy i kebabów i co do którego powstaną wątpliwości czy taniej wyjdzie go wysprzątać czy wyremontować, czy tez lepiej go opuscic w trybie ewakuacji.

"Panowie są wyuczalni, jesli poswięci im się..." Tu też mi dzwoni. Skoro męzczyzna bez pomocy żony nauczyl się obslugi komputera, samochodu, wiertarki i kosiarki, to poradzi sobie tez z lodówka, pralką, zmywarką i mikserem. Z piekarnikiem wielofunkcyjnym też. Męzczyzna robi z siebie głupka w oczach kobiety, domagając się instrukcji zamiatania, odkurzania i mycia wanny. Traci swoją atrakcyjność, autorytet - wazne atuty w relacji.

Z tego co piszesz wnoszę, że twoja żona nie jest zadowolona z twoich próśb o wyjasnienie "czego wymaga". Ty nie widzisz innego wyjscia, bo bez tego zona zaczyna "wymagać". Wiele żon taką sytuację z mężem postrzega jako ciężar. Im dluzej się cos niesie, tym cięzsze się wydaje. Wybuchy najpierw następują w szczcycie cyklu i przed koncem. To wazne sygnaly ostrzegawcze, nadchodzacej katastrofy.

Sefie, nie chcę cię urazić. Ale może warto przemyśleć pewne sprawy. I oddzielić co jest wymaganiem, pewnym rodzajem dziwactwa danej osoby, do którego mozna się z dobrej woli dostosowac, a co jest zwyklymi czynnosciami, które trzeba wykonywać codziennie dla podtrzymania życia biologicznego.

Codzienne przecieranie mebli sokiem z aramantusa i agawy jest dziwactwem. Można to robić, ale nie trzeba. Jesli zonę cieszy, i poprawia to realcje, pewnie warto. Natomiast zakupy, pranie, sprzątanie to nie dziwactwa.

Wymagania zony od wymagań biologii latwo odróżnić. Jesli nie będziemy spelniac wymogów biologicznych umrzemy z glodu lub z braku higieny. Ewentualnie ze smrodu.

Co do prania. Ja mam opór do prowadzenia samochodu. Raz zapisalam się na kurs, zaplaciłam pierwszą ratę i na tym poprzestałam. Ty masz blokadę do nauczenia się prania. Ja już wiem skad moja blokada, co na razie za wiele nie zmienilo. Jednak ze swoimi slabosciami i bezsilnosciami warto się mierzyc, bez zrzucania odpowiedzialnosci na innych. To, ze nie zrobilam dotąd prawa jazdy nie znaczy, że mąż mialby mnie wozić gdzie zechcę, tylko dlatego, ze on takiej blokady nie ma. To, że masz blokadę na pranie, nie oznacza, ze zona jest zobowiazana do prania twoich ubrań. Moze warto powiedziec wprost: kochanie, mam blokadę psychiczną z praniem. Jesli ty się tym zajmiesz w calosci, ja przejmę coś, co jest nieprzyjemne dla ciebie, czego nie lubisz. Nie radzę sobie z tym. Znacznie lepiej tak, niz dorabiac do swoich blokad teorie ewolucyjne. Miliony męzczyzn na swiecie obslugijacych perfekcyjnie pelny cykl prania az do etapu poskladania rzeczy w szafkach, tym teoriom skutecznie przeczą.

Warto czasem zmienić myślenie. Ja wiem, ze wam się wszystko w ciągi logiczne uklada. I że wszystko co napisaleś jest logicznie poprawne. Ale system jaki wymyślileś, zeby zona wyjasniala ci, czego wymaga, po to żeby "nie wymagala" nie jest byc może najlepszym z najlepszych. Ani nawet najlogiczniejszym.

W moich oczach masz świętą zonę, że spokojnie te twoje prosby o przedstawianie tobie "jej wymagań" znosi. Może na wszelki poobserwuj w jaki stan emocjonalny wprawiasz w tym swoją żonę. Jako kobieta przewiduję, że w zalezności od dnia od pobłażliwego politowania, do ciężkiej irytacji. Może jest twoja zona wyjątkiem i jest swiętą i po prostu cieszy się, że tak sobie dobrze ułozyliscie wspólpracę. Ale moze jednak nie...

Męzczyźni nie zdają sobie sprawy, że takim postępowaniem, teoriami, i logiką, z której nieodmiennie wynika, że zona ma kierować męzem i wszystkimi pracami zmierzajacymi do biologicznego przetrwania rodziny i jeszcze większośc z nich wykonywać, tracą w oczach swoich zon bardzo ważną rzecz, szacunek.
Ruto, nie chcę cię urazić, ale może warto przemyśleć pewne sprawy (parafrazując to co napisałaś w tym poście).
Ja ten post Ruto, właściwie w całości, odbieram jako obraźliwy, niegrzeczny i niedorzeczny. Zwłaszcza, że piszesz (tak wynika z tekstu) do mężczyzn/o mężczyznach w ogóle.
W moim odbiorze, poza kolejnym już podawaniem skrajnych przykładów z sufitu wziętych, sama stawiasz tezy które nie padły w poście Sefiego (ani innym w tym wątku) po czym bohatersko się z nimi rozprawiasz.
I jeszcze kanonizowałaś żonę Sefiego, tego akurat jej życzę 😊
Ruta pisze: 16 lis 2022, 12:38 Zdecydowanie nie mam na celu wywolywania-wojny damsko męskiej. Ani na forum, ani gdzie indziej. Ani też, że twierdzę, że żona autora wątków nie ma problemów. Rzecz w tym, że na forum jest autor, a nie jego żona.

Okiem kobiety dla mnie opisana sytuacja wygląda tak: żona autora wąrku była w okresie przedmiesiączkowym. Kobiety, które funkcjonują bez uwzględniania swojego cyklu, często w tym czasie mają: zwiększony apetyt na niezdrowe przekąski, wysoki poziom frustracji i krótki zapalnik. Do tego wszystko, co tłumią przez cały miesiąc w tych dniach wzbiera jak fala, wszystkie żale i pretensje. Czują w dwójnasób to, co jest ich przykrą codziennoscią - że wszystko jest na ich glowie a mąż bez pokazania palcem nie zrobi nic, choćby to noc do ogarnięcia bylo wielkie jak pół salonu albo smierdzace jak własnie przypalające się kotlety. Czują, że w chwili zmęczenia, fizycznego bólu i emocjonalnej frustracji nie mają szans na odpoczynek, zainteresowanie męza, albo chocby na to, by mąz po prostu dał chwilę wytchnienia.

Zachcianki w takim stanie są tak samo mocne jak te ciążowe, więc nie przyniesienie chipsów i karmi, czekolady czy czegoś urasta do rangi tortury i poczucia bycia zupelnie nieważną dla męza, którego interesuje wylacznie komputerek. Nawet w takiej chwili gdy resztkami sił w zupelnej nieogarnialnosci męza staramy się jakos dzialać. Jakby podniósł wzrok znad monitora, zobaczylby żonęz która ledwo przy tej patelni stoi, bo ją boli i która odlocza minuty, jeszcze pranie, wywiesic, bajka, jakoś dotrzymam. Moze się nie poplaczę, nie wybiegnę z krzykiem na zawsze, nie cisnę w męza patelnią.

W tym czasie radzimy sobie tez ze zwiększonym poziomem agresji. Kilka dni w miesiacu jestesmy blizej waszego męskiego poziomu agresji. I trzeba się z tym zmierzyc. Obie strony.
Po przeczytaniu twego postu I porównując go do tego co napisał o tej sytuacji Cogito86 zgadzam się głównie co do tego, że jego żona poczuła się w wyniku braku karmi I chipsów zlekceważona, nieważna. Nic, że kompletnie nie miało to pokrycia w intencjach Cogito.
Zaręczam jednocześnie, że Bogu dzięki nie wszystkie kobiety tak funkcjonują. Dla mnie jest to opis jak nie warto by kobieta funkcjonowała, a nie opis normy.
Nie wiem jak musiały funkcjonować nasze mamy, babcie, prababcie I tak dalej bez możliwości dania upustu swym “potrzebom” w opisany przez ciebie sposób przez tysiące lat. Bo tu się chyba zgadzamy, to tak w poprzednich stuleciach raczej nie funkcjonowało. Kobiety miały inne potrzeby, bały się, czy coś innego? Ja bym obstawiał pewną opcję o której nie napiszę, bo nieco to niegrzecznie brzmi.
Ruta pisze: 16 lis 2022, 12:38 Mąż olał to wszystko, nie pomógl, nie kupil przekasek, następnego dnia zostawil obolalą incoraz bardziej sfrustrowaną szalejacą burzą hormonalną żonę i pojechal pomóc mamie. Dobra stretegia jesli akurat chce się wylecic z domu z hukiem.

Tyle damskim okiem.
Że co? Aż się ciśnie do głowy hasło “bo zupa była za słona”. Czyli dla mnie to co przeczytałem powyżej brzmi jak usprawiedliwianie, racjonalizowanie patologicznych zachowań drugiej osoby.
Ty to napisałaś okiem swoim, czy wczuwając się w żonę Cogito86?
Ruta pisze: 17 lis 2022, 21:31
Awantura za brak kebaba (chipsów, czekolady) w czasie PMS jest, czy tego chcesz czy nie, wpisana w biologię kobiety, która przechodzi ciężkie PMS. Same żarty na ten temat zajęłyby kilka tomów, co wskazuje powszechnosć problemu. Nie mówiac juz o opracowaniach naukowych tematu. Na szczęscie calość wiedzy wystarczającej by ogarnąc temat da się sprowadzic do krótkiego wykladu na temat fizjologii i funkcjonowania organizmu kobiety.
Mam nadzieję, że sama w to nie wierzysz. Jeśli chodzi o ewentualne podstawy naukowe takich twierdzeń, nie takie cuda pseudonauka wyjaśnia. Ciekawe czy ze wszytskimi twierdzeniami naukowców się zgadzasz (pomijając już, że praktycznie w każdej sprawie różni naukowcy prezentują różne, nierzadko wzajemnie wykluczające się stanowiska). Czyli można się zawsze taką "nauką" podeprzeć.
Ilość żartów o Chucku Norrisie też nie oznacza, że te żarty relacjonują prawdę o nim.
PO raz kolejny, o co awanturowały się w trakcie miesiączki kobiety gdy nie było kebabów, chipsów, czekolady, karmi?
Gdy nie miały czasu na myślenie o takich głupotach? Może wtedy jeszcze taka potrzeba nie była wpisana w biologię kobiety? A może to dowód na ewolucję biologiczną?
Moim zdaniem powszechność problemu wynika z czegoś zupełnie innego. I jest uwarunkowana kulturowo.
Reasumując - awantura w trakcie PMS nie jest wpisana w biologię kobiety.

Jest coś nad czym (i to jest największa trudność, wyzwanie) warto by zapanowały kobiety. Są to emocje.
Mężczyźni mają do ogarnięcia panowanie nad sobą (najtrudniejszy w obsłudze jest obszar seksualności).
Wyobraźcie sobie drogie panie, zwłaszcza ty Ruto, że czytasz na forum usprawiedliwienia oglądania porno, masturbacji, zdrad, podciąganie takich chorych zachowań pod normę, podpieranie tego nauką, ilością żartów na te tematy, powszechnością występowania.
Wg mnie porównanie trudności do panowania nad seksualnością u mężczyzn do panowania nad emocjonalnością u kobiet jest ze względów także biologicznych bardzo adekwatne i analogiczne.
Takie są moje prywatne doświadczenia, naczytałem się, nasłuchałem i naobserwowałem.
Wyobraźcie sobie swoje oburzenie, gdyby jakiś mężczyzna na forum napisał, że gdy mąż ma "ciśnienie", mądra żona powinna go obsłużyć tak jak jemu jest to potrzebne. A jeśli powie mu, że nie ma ochoty, pójdzie zadzwonić w tym czasie do mamusi, to jest to dobra strategia by z hukiem wylecieć z domu.
Albo, że bagatelizowanie takich jego potrzeb jest biologicznie uwarunkowanym powodem do zrobienia awantury.

Oczywiście dla jasności - to absurd. Nie tak dorośli ludzie powinni pracować nad sobą, relacją. Nie tak stworzył nas Bóg, nie do tego wzywa nas Chrystus.
To wykrzywiony obraz. A że powszechny?
Grzech i zepsucie są powszechne. To nie powód by akceptować to jako normę.

Przy okazji, polecam więcej empatii a przede wszystkim symetrycznego spojrzenia, bo zwłaszcza tego drugiego w moim odczuciu kobietom (nie tylko na forum) powszechnie brakuje.
Wiedziałem, że będzie długo, gratulację dla tych którzy dotarli do końca.

Re: Żona kazała mi się wyprowadzić i mówi że nie kocha już mnie.

: 22 lis 2022, 11:21
autor: Pavel
Było późno, zapomniałem odnieść się do jeszcze jednego postu:
Ruta pisze: 17 lis 2022, 21:31 Nie uważam, za kastrujące oczekiwanie od męża, że w dniu w którym się źle czuję i mam ochotę zjeść ciasteczko czekoladowe, mąż przyjedzie z tym ciastkiem, da mi odpocząć i ogranie niezbędne minimum.
Za równie oczywiste uważam, że jak mąż zadzwoniłby z drogi, że gorzej się czuje, fizycznie, psychicznie i potrzebuje odpocząć, to ja przejmę co trzeba. I gdyby poprosił o przygotowanie jego ulubionego dania, to też nie czułabym się niewolnicą.
Zgadzam się w całej rozciągłości. Warto sobie służyć, warto sobie wzajemnie pomagać.
Temat dotyczy jednak sytuacji, gdy takowe oczekiwanie nie zostało spełnione. W założeniu (czyli jak być powinno) - nie spełnienie oczekiwania czy prośby nie powinno skutkować reakcją jaka została opisana. Prośba w swej naturze i definicji powinna zakładać wolność osoby proszonej odnośnie spełnienia jej. W innym wypadku to rozkaz, nakaz, wymuszenie.
W dodatku warto mężowi swój stan zakomunikować w sposób jasny i konkretny - sam się może nie domyśleć.
Ruta pisze: 19 lis 2022, 0:31 Co do rzesz kobiet które nie mają "naturalnych" objawów, to prawda. Jest obecnie takich wiele. Katoliccy terapeuci i doradcy stale mierzą się z problemem PMS w relacjach małżenskich, a niekatolicccy znacznie rzadziej. Mniej katoliczek stosuje antykoncepcję hormonalną.
W moim odbiorze to zawężanie problemu i sprowadzanie umiejętności panowania nad sobą tylko lub niemal tylko do farmakologii. Są inne - Boże i naturalne metody zdrowego funkcjonowania w trakcie miesiączkowania.
Poznanie i świadomość siebie i swego ciała, umiejetność zdrowego przeżywania i kanalizowania emocji itp.
Tworzenie obrazu, że bez tabletek (czy co tam jeszcze proponuje współczesna medycyna) nie można w trakcie cyklu funkcjonować jak na chrześcijanina przystało, uważam za nieprawdę.
Jest to w moim odbiorze również usprawiedliwianie kobiet które nie panują nad swoim zachowaniem. I zasłanianie się tutaj katolicyzmem.
Dla mnie wydźwięk tego fragmentu brzmi nieco jak: „zachowuje się jak jędza bo słucham nakazów Pana Boga”.
Może coś mnie ominęło, ale jakoś nie przypominam sobie, aby Chrystus napomknął gdzieś, że dobrym jest, gdy kobieta „w te dni” funkcjonuje jak jędza lub osoba niespecjalnie zdrowa psychicznie.

Dziwnym trafem, zazwyczaj takie kobiety w odniesieniu do obcych osób w „te dni” funkcjonują inaczej. Inaczej też funkcjonowały na początku relacji, w narzeczeństwie. Ciekawe dlaczego?
Podopowiem: większość mężczyzn by czmychnęła gdzie pieprz rośnie, gdyby ich uraczyć takim zachowaniem przed ślubem.
Emocje są neutralne moralnie, również te trudne. Natomiast to co z mini zrobimy, nasze reakcje - to już neutralne moralnie być nie musi. Czyli nasz wybór, nasza odpowiedzialność.

Re: Żona kazała mi się wyprowadzić i mówi że nie kocha już mnie.

: 22 lis 2022, 12:22
autor: Ruta
Pavle, drodzy panowie, szanowny autorze wątku, odniosę się do waszych obaw i pytań. Moderację z góry przepraszam, za długość posta, ale wachlarz pytan i zarzutów jakie padły jest z gatunku makro. Od prababek, po problemy seksualne męzczyzn.

Jestem kobietą i piszę z perspektwy kobiety. Cykl hormonalny ma zasadnicze znaczenie dla mojego funkcjonowania na bardzo wielu płaszczyznach. Wpływa na moją wydajność, która ma swoje górki i dołki, na moją emocjonalność, nastrój, na mój apetyt, sen, zapotrzebowanie na wypoczynek, także na potrzebę bliskości oraz potrzebę izolacji.

Rozumiem, że z męskiej perspektywy dzieje się to szybko, bo wszystkie te zmiany zachodzą w skali przeciętnie 28 do 32 dni. A potem od nowa. I nie ustają przez wiele lat. Kobieta z fazy początkowej cyklu, fazy środkowej i końcowej to w zasadzie inna kobieta. Choć wciąż ta sama. A to tylko najprostszy schemat cyklu. Są kobiety, które w cyklu mają dwie górki, i dwa dołki. Profili hormonalnych jest wiele i każdy oznacza inny wariant funkcjonowania.

Piszecie - kobiety same tego nie rozumieją, co się z nimi dzieje, więc jak my mamy to zrozumieć. Jest prawdą, że obecnie wiele kobiet nie rozumie swojego cyklu, nie uwzględnia go i niejedna kobieta systematycznie dochodzi do ściany w postaci hormonalnego dołka. Którego nie chce, nie rozumie, i który (nie znając wyjaśnienia prawdziwego a zarazem biologicznego), próbuje racjonalizować, szukając wyjaśnień zewnętrznych. Czuję niepokój, złość, zmęczenie bo... (mąż, teściowa, dzieci, nieporządek). W rzeczywistości: bo jestem w fazie cyklu w której potrzebuję odpocząć, wyciszyć się, uspokoić.
Łatwiej to zrozumieć, gdy spojrzymy na cykl metafizycznie. Każdego miesiąca ciało kobiety przygotowuje się do dania życia, działają w nim ogromne energie. Wydatkowanie energii na to, by dojrzało jedno maleńkie jajeczko jest ogromne. I wszystko jest temu w ciele kobiety podporządkowane. To, co dzieje się, gdy rozszczepiamy atom, nie do końca jeszcze oddaje siłę odśrodkową tych metafizycznych, ale i realnych zachodzących w ciele kobiety przemian. Najbardziej dynamiczny jest czas w którym zamyka się jeden cykl i równocześnie w tym czasie otwiera nowy, gdy śmierć i obumieranie równocześnie są początkiem, zalążkiem życia, czyli w dzisiejszej wulgarnej nomenklaturze czas nazywany PMS (S pochodzi od słowa syndrom, sugerującego patologię, ""objaw, a własciwie "zespół objawów"). Gdy na cykl spojrzymy metafizycznie, z perspektywy potęgi stworzenia, a nie utylitarnie, wtedy siła reakcji i skala zachodzących w kobiecie w czasie jej cyklu zmian przestają szokować. Zaczynamy je widzieć jako racjonalne, sciśle sprzężone z cyklem życia, który zachodzi każdego miesiąca w kobiecym ciele.

I tu dochodzimy do waszego pytania o babki, prababki, i prapokolenia. Jak one sobie z cyklami radziły? Czy współczesnym kobietom się przewróciło w głowach, jak to dyskretnie sugerujecie? Otóż nie. W wiekach poprzednich cykliczne funkcjonowanie kobiet było oczywiste nie tylko dla nich, ale też dla męskiego otoczenia. Medycyna całkiem poważnie uważała, że czas PMS i następującego po nim krawienia miesięcznego to czas, w którym kobieta nie może się obciążać. Obciążanie się zdaniem uczonych głów mogło grozić nawet śmiercią. Inna sprawa, że kobiety miały znacznie mniej miesiączek, problem nie miał więc powszechnego charakteru. Dotyczył niewielkiej grupy kobiet. Dzietność każdej kobiety była wielokrotnie wyższa. Kobiety miały niewiele cykli, które nie kończyły się przekazaniem życia. Głównie były w ciaży, połogu lub karmiły piersią na sto procent, mając niemowlę caly czas przy sobie, co zwykle hamowało cykl. Gdy cykl wracał, dochodziło do kolejnej ciąży. Miesiączek i czasu je poprzedzajacego bylo niewiele. A przeciętny mąż częsciej spelniał zachcianki ciążowe niz przedmiesiaczkowe. I to one byly przedmiotem goracych dyskusji. Z zapałem dyskutowano, czy to dobrze dawać kobietom śledzie, jesli ich pragną i czy czasem nie należy powściagnąc kobiecej natury, gdyż nierozumna kobieta moze sobie zaszkodzic, zbytnio folgując swej cielesnej naturze, domagając się drugiej porcji rosołu, czy ciasta. Moze stac się na ten skutek frywolną i rozpustną, dobrze więc raczej zalecić zonie panowanie nad sobą i umówić ją do spowiednika. A atak histerii w razie odnowy podania żonie śmietany należy przetrwać, najlepiej udając się poza dom, do towarzystwa, by zona się wypłakała i wykrzyczała i opanowała. Historia uczy, że historia nikogo i niczego nie uczy.

W czasie wojen, powstań, ekstremalnie cięzkich czasów, niedożywienia, cykl kobiecy u większosci kobiet ustaje. Nie u wszystkich. To tytułem dalszych pytań "historycznych".

Problem był inny. Z powodu cykliczności uznawano, że kobiety są "bliżej natury", a więc ściślej mówiąc: nierozume. Całkiem poważnie uważano, że z tego powodu kobiety nie są zdolne do nauki, szczególnie na wyższym poziomie. O to rozbiła się nasza rodzima Maria Skłodowska. Która jednak się zacięła i pogodziła macierzyństwo, małżeństwo i pracę naukową, ale na własnych, kobiecych warunkach. Nikt jeszcze wtedy nie znał idei równości rozumianej jako podciąganie kobiet pod męskie wzorce funkcjonowania i nikt nie stawiał przed nimi alternatywy wychowanie dzieci, czy kariera. Maria Sklodowska prowadziła w tym samym czasie co swoją pracę na uczelni i pracę naukową także szkołę domową dla dzieci swoich i dzieci znajomych. Nikt jeszcze nie wpadł na to, że mozna nakazac jej siedzenie w labolatorium po 8 godzin dziennie z przerwą na karmienie. I twierdzic, ze inaczej jej praca nie będzie wydajna. Bo codziennie musi pracowac tak samo, w tych samych porach, biorąc przykład z kolegów. Wręcz przeciwnie, troskano się o to, czy jej praca nie naruszy jej obowiazków podstawowych - wobec rodziny.

Negowano też zdolnośc kobiet do pełnienia odpowiedzialnych funkcji społecznych. Do decydowania o sobie, o potomstwie. Prawo rozwodowe, gdy zaczęto je wprowadzać i miało wtedy społecznie charakter listu rozwodowego, zgodnie z propozycjami wyrastajacymi z koncepcji Lutra, przyznawało dzieci mężczyźnie. Kobiety mogły być prawnie, na mocy decyzji męża, pozbawione nawet kontaktu ze swoimi dziećmi, szczególnie gdy uznano je za "niemoralne". Na przykład zamierzające pracować bez zgody męża. Lub popierac prawo kobiet do własnego konta w banku. Lub do posiadania wladzy rodzicielskiej. Mówimy o wieku XIX i początkach XX, gdzie idee Lutra znalazły odzwierciedlenie w prawie cywilnym. Choć więc kobiety w naszym kręgu kulturowym miały zapewniony komfort biologiczny, równocześnie stanowił on barierę ich rozwoju. Status kobiet europejskich w wiekach przednowożytnych był zupełnie inny, ale nie będziemy sięgać tutaj sredniowiecza. Chyba, że i o to panowie zapytacie.

Żeby was, męzczyzn uspokoić. Jeśli funkcjonuję uwzględniając moje biologiczne potrzeby, zwiazane z cyklem, stosownie do fazy cyklu planuję swoje zadania, rozmowy, wypoczynek, wszystko idzie dobrze. Nie występuje problem napięć, ani kebabów. Choć potrzebuję zapewnić sobie w diecie odpowiednie skladniki. Gdy to zrobię, nie mam apetytu na niezdrowe przekąski. Ale potrzebuję innej diety niż mąż i synowie. Takze bardziej cyklicznej, gdzie proporcje produktów się zmieniają.

Natomiast kobieta szalejąca z powodu braku kebaba i czekolady, wpadajaca w nieopanowany gniew z którego wpada potem gladko w nieutulony żal, wielogodzinny płacz lub podobne skrajne zachowania nie są przejawem "naturalnego funkcjonowania", tylko produktem skrajnego ignorowania natury, cyklu, potrzeb. To przejaw biologicznego sfrustrowania. I tylko w tym sensie piszę o nich jako o reakcjach naturalnych. Są naturalną, fizjologiczną reakcją na nierespektowanie, czy wręcz represjonowanie natury.

Wasz postulat, by kobieta "panowała nad emocjami" jest z tego powodu chybiony. Mozna natomiast funkcjonować zgodnie z cyklem i silne reakcje emocjonalne w odpowiedzi na frustrację biologiczną stopniowo wtedy wygasają. Macie w tym dużą rolę do odegrania. Choćby we wspieraniu żony w jej największych dołkach, gdy biologicznie potrzebuje wyciszenia i odpoczynku.

Ma też znaczenie, że będziecie przyjmować żonę zarówno w dołkach jak i górkach. Zwykle męzczyznie najbardziej "odpowiada" jakaś konkretna faza cyklu, jej funkcjonowanie w tym czasie, a w pozostałych fazach stara się nakłonić żonę, by "się ogarnęła". Na przyklad mężczyzna spokojny z niskim libido "lubi" czas, gdy żona się wycisza. I wtedy jest z żony zadowolony. Natomiast źle znosi górkę, gdy żona ma zwiększone libido, jest pełna energii, planów i wydaje się przyciągać uwagę męzczyzn, jak podejrzewają niektórzy panowie, "celowo". Inny uwielbia żonę energiczną i jej nagłe zalamanie nastroju, brak libido, smutek, potrzeba wypłakania się wprawiają go w konfuzję. I będzie taki łaził za żoną i tłumaczył jej, że nie ma powodu do płaczu. Oczywiscie, że ma powód i jest on racjonalny i oczywisty. Poziom jej hormonów spadł jej do poziomu krytycznego i biologiczną, chemiczną reakcją na to jest często płacz. Nic dramatycznego się nie dzieje. Wystarczy przyjąć kobietę z jej kobiecoscią, przytulić, wspomóc, lub jesli ma taką potrzebę, dac jej przestrzeń do pobycia w samotnosci. Albo zmiany otoczenia. Kazda kobieta ma tu inną potrzebę. Zadaniem męzczyzny jest poznać swoją żonę i jej potrzeby w tym względzie.

Co do panowania nad męską biologią i popędem. Nasz rekolekcjonista, ksiądz Chylinski, mówił o tym, że i żonom się przytrafiają tu kardynalne błędy. Do odsluchania na You Tubie. Gdy lekcaważą potrzeby męża w sferze intymnej, lub zaczynają na nich grać. Gdy karają męża za to, ze takie potrzeby ma, deprecjonują, uznają za zwierzęce. Negowanie i deprecjonowanie męskiej biologii i tego, że popęd męzczyzny wzbudza się szybciej niż kobiecy, czynienie z tego zarzutu lub narzędzia jest równie krzywdzace. Ksiądz powiedział dosadnie, że zona takim postępowaniem sama wypycha męza w ramiona innej kobiety.
Jesli doswiadczacie ze strony żon oskarzania was o męskosc, o to, ze macie z racji bycia męzczyzna okreslone reakcje w ciele, doswiadczacie wtedy przemocy takiej samej jak kobiety, których cykl jest powodem ich dyskryminacji, oskarżania o irracjonalność, odmawiania praw, lub nakazywania zmian w funkcjonowaniu i ogarniania się.

Powyższe ani nie oznacza, że zona ma obsłużyć męża, ani że mąż ma prawo do stosowania przemocy, "bo ma testoseron", ani też, że mąż ma funkcjonowac co miesiąc na froncie PMS, bo żonie spadł poziom hormonów. Oznacza, ze warto pamiętać, ze mamy ciała, biologię, że ciało męskie działa inaczej niż kobiece. I że jeśli problemy na tle biologii i funkcjonowania ciał w relacji się pojawiają, trzeba sięgnąć głębiej. I trzeba się nawzajem tej odmiennej fizycznosci uczyć. A nade wszystko ją szanować. Otrzymalismy ją od naszego Stwórcy.

Co do naukowców. Ja piszę o nich ironicznie. Dlatego zestawiam ich prace i osiągi naukowe z seriami dowcipów o miesiaczkujących kobietach. Odnoszę się do konkretnych naukowców, którzy cykl kobiecy wpisali do DSM. To inna forma wyrażenia uprzedzeń i wrogości wobec kobiecosci. Ci sami naukowcy w innych opracowaniach jako remedium na ciężka chorobę jaką ich zdaniem jest cykl kobiecy i kobieca płodnosć proponują terapię hormonalną. No brawo Jasie. To przyklad skrajnego patologizowania natury. Równie dobrze mozemy zalecić wszystkim męzczyznom brom, by "wyleczyć" ich ze "zwierzęcego" popędu i "zwierzęcej sklonności do agresji". Estrogen i testosteron - rzekomi wrogowie ludzkosci i pokoju w swiecie.

Przyjmowanie hormonów przez kobiety, by przestały funkcjonować cyklicznie, stanowi chemiczną kastrację. Nie tylko kobiet ale i mężczyzn. Związki z tych wszystkich pigułek są nierozkladalne, ale biologicznie czynne . Koktail estrogenów i progestagenów wypijacie panowie w kazdej szklance wody. Osobom zainteresowanym proponuję wpisać do gogla hasło *hormony żenskie w wodzie". I poczytać. Sięgając po opracowania naukowe, zapewne na dalszych stronach wyników. Lub w braku czasu, po w miarę rzetelne opracowania dziennikarskie, które może też wyskoczą. Są takie.

Podsumowując. Proponuję nie ignorowac biologii. Jesteśmy stworzeni jako istoty fizyczno-duchowe. Mamy ciała. Te ciała mają swoje prawa. Ignorowanie tych praw, modyfikowanie, represjonowanie ciał innych osób w imię swoich wizji jak powinno być, w tym wizji jaka powinna byc kobieta i co jej wolno z powodu jej biologii to jedna z najokrutniejszych form przemocy, uderzająca w same podstawy człowieczeństwa. I ma dalekosiężne konsekwencje dla nas wszystkich. Nie tylko psychologiczne, ale i materialne, mierzalne, wymierne. W postaci koncentracji estradiolu w wodzie na przyklad. Lub comiesięcznych wojen domowych o kebaba. Pijemy to, co sami warzymy.

Re: Żona kazała mi się wyprowadzić i mówi że nie kocha już mnie.

: 22 lis 2022, 15:18
autor: Caliope
Pavel pisze: 22 lis 2022, 11:21 W moim odbiorze to zawężanie problemu i sprowadzanie umiejętności panowania nad sobą tylko lub niemal tylko do farmakologii. Są inne - Boże i naturalne metody zdrowego funkcjonowania w trakcie miesiączkowania.
Poznanie i świadomość siebie i swego ciała, umiejetność zdrowego przeżywania i kanalizowania emocji itp.
Tworzenie obrazu, że bez tabletek (czy co tam jeszcze proponuje współczesna medycyna) nie można w trakcie cyklu funkcjonować jak na chrześcijanina przystało, uważam za nieprawdę.
Nie jesteś kobietą Pavle, więc nie wiesz jak się funkcjonuje w różnych fazach cyklu. I uwierz często nie da się bez farmakologii, ja jestem przykładem.My kobiety katoliczki decydujemy się za waszą namową nie korzystać z farmakologii, choć przez brak hormonów lub przy zaburzeniach czujemy się okropnie, więc otoczenie niestety musi się dostosować. Bo to jest po chrześcijańsku i sposobu na inne funkcjonowanie nie ma. Stanów depresyjnych nie wyleczy ''weź się w garść''. Mąż się męczy z taką żoną, a na wyciągnięcie ręki są tabletki i problem może szybko zniknąć.

Re: Żona kazała mi się wyprowadzić i mówi że nie kocha już mnie.

: 22 lis 2022, 22:23
autor: Niesakramentalny3
Caliope pisze: 22 lis 2022, 15:18 My kobiety katoliczki decydujemy się za waszą namową nie korzystać z farmakologii (...)
Za czyją namową? Czemu liczba mnoga? Chyba nie rozumiem.
Niezależnie, czy miałem za żonę niekatoliczkę czy partnerkę katoliczkę, nie namawiałem jej co do zażywanie (bądź nie) farmaceutyków.
Caliope pisze: 22 lis 2022, 15:18 (...) czujemy się okropnie, więc otoczenie niestety musi się dostosować. (...)
Odważnie postawiona teza.
Myślę, że otoczenie nic nie musi - ewentualnie... może bądź powinno.

Czasem też otoczenie "dostosowuje się" ewakuacją.

Re: Żona kazała mi się wyprowadzić i mówi że nie kocha już mnie.

: 22 lis 2022, 22:43
autor: Ruta
Pavel, odnosząc się do twojego drugiego postu. Nie twierdzę, że jedyną metodą opanowania trudności z funkcjonowaniem cyklicznym jest farmakologia. Twierdzę, że tak wiele kobiet obecnie nie funkcjonuje cyklicznie z powodu farmakologii, że te które mają jeszcze cykle są w naszej kulturze raczej wyjątkiem, niż normą. I jest to twierdzenie w kontrze do "znam wiele kobiet, które tak nie mają", jako dowodu, ze cykl nie powoduje zmian w zachowaniu i funkcjonowaniu. Jak się nie ma cyklu, to nie powoduje.

Nie ma też czegoś takiego jak "metody zdrowego funkcjonowania" w czasie miesiaczki i w czasie ją poprzedzajacym. Właśnie w tym problem, że od kobiet oczekuje się w tym czasie "zdrowego funkcjonowania". To jest czas w którym kobieta potrzebuje przestrzeni dla siebie. Jedna potrzebuje wypoczynku, wyciszenia, inna pobiegania, ciepłej kąpieli, inna obecności bliskiej osoby. Ale to nie jest czas wypelniania obowiązków i funkcjonowania. To czas niefunkcjonowania.

Nie wiem do czego to przyrównać, by męzczyzna mógł to zrozumieć, jest to na przyklad coś w rodzaju połączenia ciężkiego stanu przytrucia z poczuciem opuchnięcia ciała i stanu po wycięciu jakiegoś ważnego organu. Dla innych kobiet to stan silnego wewnętrznego napięcia emocjonalnego spowodowanego reakcjami hormonalnymi i ciagnącego silnego promieniującego tępego bólu w dolnej części pleców. Złość, drażliwość w stanie bólu są zrozumiałe dla wszystkich. Jak sądzę.

Nikt nie oczekuje równowagi emocjonalnej od męzczyny którego boli od paru godzin ząb lub ma właśnie atak kamicy nerkowej. Ale od kobiety w czasie zblizajacej się miesiaczki tego wlaśnie się oczekuje.

No i by sprostac tym oczekiwaniom wiele kobiet sięga po hormony, psychotropy. Bo inaczej "normalnie" się nie da. Bo w zgodzie z potrzebami nie jest normalnie, tylko własnie jakby z bólem zęba, atakiem duszności, czy inną fizyczną obciązającą i zaburzająca funkcjonowanie przypadłoscią.

W poście który czeka na akceptację, a jest bardzo długi, za to odnosi się niemal do wszystkich zglosoznycb męskich wątpliwosci wokół dzialania cyklu kobiecego, napisałam też, że męski problem z kobiecym cyklem nie ogranicza się do czasu nazywanego obecnie PMS. Odnosi się także, do innych zmian w funkcjonowaniu kobiety. Jedni wolą żonę w górce, inni w stanie wyciszania się, są i tacy, którym podoba się czas wzmożonego napięcia u żony. Ale niewielu męzczyzn ma akceptację wobec wszystkich tych stanów, z których każdy jest naturalny. Z tego powodu nie tylko w czasie PMS, ale także w innych fazach kobiety słyszą, że coś z nimi nie tak. Bo za aktywna, za flirtujaca, za spokojna, za energiczna. Wczoraj normalna, dziś nie...

Co do funkcjonowania przed czasem ślubu... przed ślubem w czasie PMS albo się nie umawia na randki, albo doswiadcza opieki ze strony narzeczonego, który wie, że trzeba pomasowac stopy, zaparzyć herbatę i wyprowadzić pieska ukochanej oraz zrobic jej po drodze zakupy Jako mąz tą pamięc jakoś traci. Co do funkcjonowania wobec innych - róznie bywa. Zwykle jesli chodzi o kobiety nie na hormonach, wspólpracownicy mniej więcej wiedzą, kiedy kobieta ma "te" dni. I nie z tego powodu, że jest w tym czasie przemiłą osobą. Natomiast po calym dniu panowania nad irytacją i zaciskania zębów w pracy, znoszenia dyskomfortu i bólu w ciele, gdy się doczłapie do domu, i nagle wszyscy cos chcą, trudno wytrzymac. Na bolący ząb, kamicę nerkową i inne przypadlości są zwolnienia lekarskie. Oraz spokój, teoska i opieka bliskich. Na kobiece przypadłości tsk nie ma...trzeba siedziec cicho, nie skarzyć się, nie użalać i dzialać. Samo to w sobie daje mocno popalic i zwiększa potrzebę spokoju, odciążenia.

Mój mąż w "te dni" odwoził mnie do pracy i to mimo, że potem jechał w korkach i nawet się spóźniał. Dla mnie to było bardzo ważne. I naprawdę bardzo mnie odciążało. W czasach, gdy było dobrze, wiedziałam, że jak wrócę do domu, będę mieć obiad...i spokój...i ramię by się wyplakać, z bólu, zmęczenia, frustracji. I mąż nie będzie negował, że nie ma o co. Inna sprawa, że mąz fatalnie znosił moje górki, własnie, gdy bylam napelniona energią, entuzjazmem, gdy robilam się zalotna, miałam siły do dzialania i chęć życia. Męża też wkurzalo, że ubieralam się wtedy frywolniej i przyciągałam mężczyzn.

Warto przyjrzec się sobie jako męzowi, pjcu córek. Jaki jest mój stosunek do kobiecości, do cyklu, na ile ja swoje bliskie kobiety wspieram, odciążam z najtrudniejsze dla nich dni, na ile okazuję akceptację dla ich odmiennego funkcjonowania, a na ile każę im byc "normalnymi" i "funkcjonować". Co wiem o potrzebach mojej żony? Czy wiem czy ma potrzebę przutulenia w koncu cyklu, xzy raczej wyciszenia i samotności? Czy pomaga jej kapiel, czy spacer do lasu? Czy potrzebuje się wypłakac? A może moja zona nie ma przestrzeni na bycie kobietaz wraca w te dni z pracy, robi jak zawsze obiad, rzuca talerzami, slucha moich dowcipów, ze to chyba juz i nie da się z nia slowa zamienić, a potem jest rytualna awantura, podczas której mówię jej, że nie ma rozumu i powinna nad sobą panować?

Re: Żona kazała mi się wyprowadzić i mówi że nie kocha już mnie.

: 23 lis 2022, 6:43
autor: Nirwanna
Mam kilka uwag:
Ruta pisze: 22 lis 2022, 22:43 No i by sprostac tym oczekiwaniom wiele kobiet sięga po hormony, psychotropy. Bo inaczej "normalnie" się nie da. Bo w zgodzie z potrzebami nie jest normalnie, tylko własnie jakby z bólem zęba, atakiem duszności, czy inną fizyczną obciązającą i zaburzająca funkcjonowanie przypadłoscią.
Gwoli ścisłości, jeśli cykl miesięczny powoduje problemy w codziennym funkcjonowaniu na skalę ataku duszności, bólu zęba lub ataku kamicy nerkowej, to społeczna nauka kościoła katolickiego dopuszcza stosowanie leków hormonalnych, nawet włącznie z tymi które mają w takich przypadkach za skutek uboczny antykoncepcję.
Z kilku poprzednich postów wychylała się sugestia, że katoliczki nie mogą brać leków hormonalnych. Mogą i biorą. Kwestia uzasadnionej zdrowotnie potrzeby i rozsądku.
Ruta pisze: 22 lis 2022, 22:43 W poście który czeka na akceptację, a jest bardzo długi,
W tej chwili wszystkie posty w tym wątku są już zaakceptowane. Moderacja prosi o wzięcie pod uwagę faktu, że moderacja nie jest AI*, wciąż dzieje się siłami ludzkimi, ze swoimi obowiązkami stanu, więc długie posty będą czasem wisieć dłużej, bo moderacja potrzebuje czasu na przeczytanie ze zrozumieniem. To powoduje automatycznie czasowe zamrożenie wątku.
Pod rozwagę - na ile jest to pomocowe dla autora wątku takie zamrożenie.


Wreszcie - gdy ktokolwiek z czytających wątek wróci do pierwszych jego postów, to zapewne będzie miał inny obraz kryzysu Cogito, który to obraz teraz został sprowadzony to nierespektowania kobiecych cykli żony Cogito.
Tymczasem problem wg mnie jest dużo szerszy. Może warto wrócić do początku wątku, zadając sobie po drodze pytanie "chcę komuś pomóc czy chcę udowodnić swoją rację?" .

Re: Żona kazała mi się wyprowadzić i mówi że nie kocha już mnie.

: 23 lis 2022, 12:14
autor: Niesakramentalny3
Zgodzę się z Nirwanną - że może nie ma co drążyć małego fragmentu życia małżeńskiego związanego z cyklem.

Natomiast jako zwolennik balansu i pewnej równowagi w spojrzeniu na obie strony małżeństwa/związku, wykorzystam Twój fragment Ruto i Twoją empatię, tylko symetrycznie to odwrócę:

Czyli:

"Warto przyjrzeć się sobie jako żonie, matce synów. Jaki jest mój stosunek do męskości, na ile ja swoich bliskich mężczyzn wspieram, odciążam z najtrudniejsze dla nich dni, na ile okazuję akceptację dla ich odmiennego funkcjonowania, a na ile każę im być "normalnymi" i "funkcjonować". Co wiem o potrzebach mojego męża? Czy wiem czy ma potrzebę seksu? Czy raczej wyciszenia i samotności? Czy pomaga mu kąpiel, czy spacer do lasu? Czy potrzebuje zjeść dobrego schabowego?"

Czy taką właśnie empatią kierujesz się na co dzień w stosunku do mężczyzny?

Re: Żona kazała mi się wyprowadzić i mówi że nie kocha już mnie.

: 23 lis 2022, 13:09
autor: Caliope
Niesakramentalny3 pisze: 22 lis 2022, 22:23
Caliope pisze: 22 lis 2022, 15:18 My kobiety katoliczki decydujemy się za waszą namową nie korzystać z farmakologii (...)
Za czyją namową? Czemu liczba mnoga? Chyba nie rozumiem.
Niezależnie, czy miałem za żonę niekatoliczkę czy partnerkę katoliczkę, nie namawiałem jej co do zażywanie (bądź nie) farmaceutyków.
Caliope pisze: 22 lis 2022, 15:18 (...) czujemy się okropnie, więc otoczenie niestety musi się dostosować. (...)
Odważnie postawiona teza.
Myślę, że otoczenie nic nie musi - ewentualnie... może bądź powinno.

Czasem też otoczenie "dostosowuje się" ewakuacją.
To zrozumiałe, zero zainteresowania, a potem ewakuacja, bo nie podpasowała.
Dla mnie musi jest równoznaczne z powinno.

Re: Żona kazała mi się wyprowadzić i mówi że nie kocha już mnie.

: 23 lis 2022, 15:34
autor: Ruta
Niesakramentalny3 pisze: 23 lis 2022, 12:14 Zgodzę się z Nirwanną - że może nie ma co drążyć małego fragmentu życia małżeńskiego związanego z cyklem.

Natomiast jako zwolennik balansu i pewnej równowagi w spojrzeniu na obie strony małżeństwa/związku, wykorzystam Twój fragment Ruto i Twoją empatię, tylko symetrycznie to odwrócę:

Czyli:

"Warto przyjrzeć się sobie jako żonie, matce synów. Jaki jest mój stosunek do męskości, na ile ja swoich bliskich mężczyzn wspieram, odciążam z najtrudniejsze dla nich dni, na ile okazuję akceptację dla ich odmiennego funkcjonowania, a na ile każę im być "normalnymi" i "funkcjonować". Co wiem o potrzebach mojego męża? Czy wiem czy ma potrzebę seksu? Czy raczej wyciszenia i samotności? Czy pomaga mu kąpiel, czy spacer do lasu? Czy potrzebuje zjeść dobrego schabowego?"

Czy taką właśnie empatią kierujesz się na co dzień w stosunku do mężczyzny?
Tak. Dokładnie tego się uczę. Zaczynałam postrzegając męskość jako irracjonalną, nielogiczną, opartą na emocjach, popędach, pysze i pogardzie wobec kobiet i ich natury.

Jako wzór "normalnosci" uznawałam kobiecość. Odmienność mężczyzn traktowałam jako dowód braku normy.

Teraz męskość postrzegam jako dar. A odmienność jako wyzwanie. W moim odczuciu wiele i wielu z nas ma problem, by przyjmować odmienność zwiazaną z płcią jako wyzwanie, dar, a nie powód do pogardy, wyśmiewania, odrzucania.

Zdarza mi się nadal być zaskoczoną męskością. Nie zawsze ją rozumiem. Ale uczę się ją szanować i respektować potrzeby z nią związane.

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

: 23 lis 2022, 23:13
autor: Lawendowa
Decyzja moderacji z wątku Cogito86 :
viewtopic.php?f=10&t=4657
została wydzielona część dyskusji zbyt daleko odbiegająca jego sytuacji. Tutaj można kontynuować nieco poboczny watek.

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

: 24 lis 2022, 22:14
autor: ŻonaS
Bardzo bardzo dziwnie czyta mi się ostatnie posty Ruty.
Są strasznie autorytarne. Jakby z pozycji jednej, właściwej.
Jestem kobietą, czuje sie bardzo kobieca a nie widze tych wszystkich strasznych przemian mojej osoby w trakcie cyklu. A te które są, są do opanowania.

Jakoś tak odbieram ostatnie wpisy Ruty jako dość agresywne, sporo w nich sarkazmu, ironii i mocne przekonanie o swoich racjach i wysoki poziom 'mądrowania'.
Postanowiłam napisać, bo serio zrobiło mi się żal męskiej części forum, szczególnie Cogito, którego ostatnia część wątku została zdominowana przez długie wywody Ruty.

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

: 25 lis 2022, 17:27
autor: Sefie
ŻonaS pisze: 24 lis 2022, 22:14 Bardzo bardzo dziwnie czyta mi się ostatnie posty Ruty.
Są strasznie autorytarne. Jakby z pozycji jednej, właściwej.
Jestem kobietą, czuje sie bardzo kobieca a nie widze tych wszystkich strasznych przemian mojej osoby w trakcie cyklu. A te które są, są do opanowania.

Jakoś tak odbieram ostatnie wpisy Ruty jako dość agresywne, sporo w nich sarkazmu, ironii i mocne przekonanie o swoich racjach i wysoki poziom 'mądrowania'.
Postanowiłam napisać, bo serio zrobiło mi się żal męskiej części forum, szczególnie Cogito, którego ostatnia część wątku została zdominowana przez długie wywody Ruty.
ŻonaS,

Zupełnie niepotrzebnie się martwisz.

Ruta wyraźnie napisała
Ruta pisze: 23 lis 2022, 15:34 Teraz męskość postrzegam jako dar. A odmienność jako wyzwanie. W moim odczuciu wiele i wielu z nas ma problem, by przyjmować odmienność zwiazaną z płcią jako wyzwanie, dar, a nie powód do pogardy, wyśmiewania, odrzucania.
:lol:

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

: 25 lis 2022, 17:28
autor: Caliope
Kiedy jeszcze kilka lat temu miałam 7 dniowe stany depresyjne, nawet nie przyszło mi do głowy, żeby mąż masował mi stopy, robił kąpiel czy herbatę. W ten czas po prostu płakałam w kąciku na lekach przeciwbólowych. Od początku mojej przygody z tą stroną kobiecości, mdlałam z bólu, ale nigdy nie poprosiłam nikogo o pomoc, nie oczekiwałam niczego. Dziwnie się czyta, że mąż musi to i tamto. Dostosowanie się do kobiecego cyklu, nie polega na służeniu, odgadywaniu zachcianek. Ja chciałam mieć tylko spokój.

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

: 25 lis 2022, 18:15
autor: ŻonaS
Chodzi mi też po prostu o to żeby nie sprowadzać kobiety do biologii i nie generalizować, jeśli chodzi o wpływ cyklu, hormonów. Nie u każdej działa to w ten sposób. To dla mnie taki trochę krok wstecz, jeśli chodzi o spojrzenie na kobiecość, takie sprowadzenie jej do fizjologii. Chyba nie jesteśmy jeno mięso?


A już w ogole jest dla mnie jakąś totalną abstrakcją i nieporozumieniem krzyczenie na męża z powodu niespełnionej PMSowej zachcianki.