Niepoprawny,
przeczytałam twój post i odpowiedzi. I myślę, że nie zostałeś zrozumiany. I odezwało się wiele zranień w wielu osobach. Męskość to temat bardzo bolesny. Czego obrazem jest ta nasza rozmowa. Ja dziękuję ci za szczere podzielenie się. Odebrałam twój post bardzo pozytywnie i bardzo mnie zbudował. Bardzo chciałabym by mój mąż doszedł do takiego etapu rozwoju, w którym tyle by dostrzegał i tak bardzo z serca.
Ja zrozumiałam twoją wypowiedź tak, że pod hasłem "praca dla rodziny 25 h na dobę" ująłeś pracę zawodową, ale też czas dla rodziny. Ja to odebrałam bardzo pozytywnie. Bardzo ładnie mówi o tym Ksiądz Marek Dziewiecki, o ofiarności na rzecz rodziny, małżeństwa, dzieci. I o satysfakcji ze zmęczenia. Bo czasem bywamy zmęczeni, gdy szczerze angażujemy się w małżeństwo i rodzinę.
Tu mój osobisty wkład, z mojego doświadczenia: to dobrze jest wyważać, by nie wejść w fałszywe męczeństwo. I potrafić odpoczywać, bo jak się wyczerpiemy, to stracimy siły... To mój problem. Nie umiem odpoczywać. Ale walczę. Moja wizja kobiety, ta uwewnętrzniona, najbardziej wewnętrzna, obejmowała taką zapracowaną zamęczoną kobietę, której nikt nie docenia, tak zapracowaną dla innych, że sama nie istniała. Ale nie na Boży sposób, ale na bardzo destrukcyjny. W nim rodziło się poczucie wykorzystania, zranienia, odrzucenia, braku miłości i wzajemności. Ucieczka od siebie. Ja kobiecości nie mogłam znieść za to, co jej przypisywałam: słabość, bezsilność, głupotę, nieporadność, zależność, infantylność, płochość. Taka być nie chciałam. Słusznie
W swoim programie męskości określiłeś swoje kierunki rozwoju. Rozwój zawodowy, by zwiększyć swoje zarobki. Nauczenie się nowych umiejętności, które mogą się przysłużyć rodzinie, w tym gotowania, prac remontowych. Lepsza organizacja czasu, by nie tracić czasu na głupoty. Uważam, że to piękny program, twój osobisty, płynący z ciebie.
Piszesz też, że masz poczucie, że wszystko robisz niedokładnie. To pewnie warte do rozważenia z kimś, kto będzie ci towarzyszył. Z terapeutą, kierownikiem duchowym. Bo jest wiele różnych możliwości. Możliwe, że zbyt surowo siebie oceniasz i robisz różne rzeczy całkiem dobrze, ale masz przekonanie, że wszystko musi być na sześć. Możliwe, że masz trudności z zaangażowaniem się lub odczuwaniem radości z pracy. Możliwe, że masz słabą motywację do robienia różnych rzeczy, bo robisz je w przekonaniu, że musisz, a nie że chcesz. Jest mnóstwo możliwych przyczyn takiego stanu. Ja bardzo mocno w sobie dłubię, rozbijam takie rzeczy na kawałki. Odnajduję niesamowite rzeczy. Ale czasem trafiam na coś z czym sobie nie radzę, czego nie umiem sama zrozumieć w sobie - idę z tym do Boga. I dostaję wtedy pomoc. Doświadczyłam nawet natychmiastowego zabrania tych rzeczy z którymi sobie nie radziłam, głodu nikotynowego, panicznego lęku o męża. To jest już z kategorii cudów. Więc dobrze to wszystko robić z Bogiem za rękę, we współpracy z nim. Bóg działa. Gdy trzeba, także przez cud. To moje największe odkrycie. Bo ja miałam obraz Boga na obraz mojego ojca - nieobecnego, niezaangażowanego, który jeśli się pojawi może mnie skrzywdzić. Czułam, że lepiej się przed Bogiem chronić. Jak Adam i Ewa po grzechu. Przy naszych różnych zranieniach nie zawsze potrafimy sami nawiązać taką dobrą ufną więź z Bogiem sami. Ja poprosiłam o pomoc Maryję. Po jakimś czasie Maryja zaprowadziła mnie do Świętego Józefa. Zdecydowanie mam deficyty w relacjach z mężczyznami, z tym jak widzę męskość. Więc ta więź jest mi bardzo potrzebna.
Nie potrafię tego dobrze opisać, ale Święty Józef działa zupełnie inaczej niż ja sama ze sobą. Po prostu, gdy przy nim jestem, w modlitwie, w pracy, w codzienności, to niektóre rzeczy we mnie się leczą. Nie muszę w niczym dłubać, rozdrapywać siebie na kawałki. Taka lecząca obecność czułego uważnego ojca. Od Józefa uczę się zaufania Bogu, bo dzięki niemu zmienia się mój obraz ojca.
Bierz Świętego Józefa za rękę i zaczynaj swoją przygodę z męskością. Z tego co piszesz, czeka na ciebie i cię przywołuje
Ja gdy już się do niego zbliżyłam, też odkryłam, że był w moim życiu obecny już wcześniej i na mnie czekał, oswajał mnie, budował moje zaufanie.
To nie znaczy, że odradzam polecane lektury. Wręcz przeciwnie, sama sporo czytam, oglądam i mnóstwo z tego dla siebie biorę. Ale z przewodnikiem jest o wiele łatwiej, radośniej, pewniej. Święty Józef jest w tym wspaniały. Najlepszy ziemski ojciec.